Jul 9, 2017 - kartki ręcznie robione, kartki okolicznościowe, kursy krok po kroku, DIY, scrapbooking, blog o robieniu kartek
Początek astronomicznego lata to nie lada wyzwanie dla naszego organizmu. Mimo pięknej pogody możemy narzekać na przejściowy spadek formy, problemy z koncentracją i silne znużenie. Sprawdź, jak temu zaradzić! – Lato, lato wszędzie, zwariowało, oszalało moje serce – śpiewała "Formacja Nieżywych Schabuff"... Mimo sprzyjających okoliczności przyrody Twoje samopoczucie pozostawia wiele do życzenia? Zamiast cieszyć się z upragnionego lata, czujesz się jak "nieżywy schab", nie masz na nic siły a perspektywa smażenia się na słońcu przyprawia Cię o mdłości? Niestety objawy przypominające jet lag mogą nam towarzyszyć przez kilka najbliższych dni. Niektórzy mogą ich nawet nie zauważyć. Inni z kolei będą narzekać na częstsze bóle głowy, rozdrażnienie i brak energii do szczęście dolegliwości te zwykle mają charakter przejściowy i powinny w miarę szybko minąć. Warto jednak mieć świadomość tego, że możemy się łatwiej stresować i popełniać więcej błędów. Mogą się nam zdarzyć nawet takie pomyłki jak... samobójcza bramka podczas pierwszego meczu na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej, choć pewnie nie wszyscy będą wiązać moment chwilowej nieuwagi z letnim przesileniem. Naukowcy mają jednak coraz więcej dowodów na to, że wraz ze zmianą pór roku możemy odczuwać spadek formy. Im gwałtowniejsze zmiany pogody, tym gorzej dla naszego organizmu. Wszystko przez zegar biologiczny, którym sterują hormony zależne od ilości docierających do nas promieni słonecznych. Zobacz także Przesilenie letnie: objawy sezonowego zmęczenia senność/częste, niekontrolowane ziewanie/odczuwanie znużenia trudności w koncentracji/popełnianie błędów bóle głowy apatia/brak motywacji do działania rozdrażnienie/zaburzenia nastroju osłabienie fizyczne zaburzenia apetytu/dolegliwości jelitowe kołatanie serca niedotlenienie bóle mięśni/skurcze (z powodu niedoboru witamin) wypadanie włosów większa podatność na infekcje Jak sobie poradzić z chwilowym spadkiem formy? Specjaliści zalecają, by zadbać przede wszystkim o odpowiednie nawodnienie i dotlenienie organizmu. Aktywność fizyczna i częstsze przebywanie na świeżym powietrzu może zapewnić nam spory zastrzyk endorfin i skutecznie poprawić nam nastrój. Warto po prostu trochę odpocząć, dobrze się wyspać i postawić na zdrową, bogatą w składniki odżywcze dietę. Wzbogaćmy nasze posiłki o produkty zwierające magnez (pomocny w zwalczaniu stresu), błonnik (zapobiegający zaparciom) oraz kwasy omega-3 (które pomogą się nam lepiej skoncentrować). Moment letniego przesilenia od wieków celebrowano z prawdziwym namaszczeniem. Najdłuższy dzień w roku uważano za niemal magiczny moment, w którym mamy prawo się zrelaksować i oddać najdzikszym żądzom. Wigilia św. Jana, czyli słynna Noc Świętojańska (znana już od czasów pogańskich) dawała szansę na to, by bezkarnie oddawać się grzesznym uciechom. 9 miesięcy po Nocy Kupały (czyli rzymskiego Kupidyna) – na wiosnę kolejnego roku – na ziemiach słowiańskich rodziło się najwięcej dzieci. Sobótkowe szaleństwa od dawien dawna wzmagały bowiem płodność i pozwalały na to, by w najkrótszą noc w roku kierować się głosem serca a nie zdrowym rozsądkiem... Zobacz także TO CIĘ ZAINTERESUJE: Idzie wiosna! Jak sobie poradzić z sezonowym zmęczeniem? Letnia depresja, czyli wakacje pracoholika Upał w pracy? Jakie obowiązki ma pracodawca? Czego możemy się domagać? Kiedy najlepiej rozpocząć dietę? Ten miesiąc sprzyja odchudzaniu Słoneczny patrol, czyli jak przetrwać upał w mieście?
Lato, lato wszędzie 藍 zwariowało, oszalało moje serce. 樂浪 Także ten, tego Ciepłe ubranie się przyda.
Lato, lato wszędzie, zwariowało, oszalało moje serce... Lato, lato wszędzie, zwariowało, oszalało moje serce... Drodzy czytelnicy! Jakie są Wasze plany wakacje? Będziecie trenować? … mniej czy więcej? Może zafundujecie sobie wakacyjną przerwę? Doszły do mnie słuchy, że wielu trenujących znajomych robi przerwę. I to przerwę nawet na dwa miesiące. Czyż to nie marnotrawstwo…? Wielu z nas, zapewne po ciężkim sezonie, uważa, że się należy. Osobiście, mając w planach kolejne starty już we wrześniu, postanowiłem zrobić sobie krótki urlop. Tydzień… jeden tydzień, na przełomie lipca i sierpnia. Na poniedziałkowym treningu było nas dwóch na środowym czterech . Czy kanikuła rozpoczęta? Kto ze mną potrenuje? … no kto? Popularne posty z tego bloga Otwarcie HEROBOX. Jak tylko pojawiła się informacja o powstającym w Świeciu klubie, wiedziałem, że należy być na uroczystości jego otwarcia. Sobotnie południe było dla HEROBOXa. Nazwa to totalny odpał. Świetny pomysł. Marcina Wojtasińskiego obserwuję od pewnego czasu na instagramie i wiem, ile gość potrafi. Jest to osoba, która Cross trening pokochała i nim żyje każdego dnia. Wybrałem się na oficjalne otwarcie, by obejrzeć efekt jego ciężkiej pracy . Zaadoptowanie pomieszczenia na salę, przygotowanie zaplecza, wyposażenie w sprzęt, sprawy papierkowe… ile determinacji trzeba. Ta cała logistyka… eh. I oto jest HEROBOX. Pomieszczenia po magazynach, to już pewnie codzienność, jeśli chodzi o boxy. W wielu nie byłem, bo to bodaj dopiero 5 sala do tego typu treningów, którą odwiedziłem. Dużo jednak czytałem, dużo obserwuję, i chyba tak jest. Totalny oldshool. Klub znalazłem szybko, mimo tego, że Świecia praktycznie nie znam. Na wjeździe na kompleks strzałeczki kierunkowe poprowadziły mnie pod same drzwi. Na Piranha Grappling Camp - Cetniewo Cetniewo, Ośrodek Przygotowań Olimpijskich im. Feliksa Sztamma we Władysławowie. Nadmorski kurort, pokoje „z widokiem na morze”… Otwierasz okno i… czujesz smak morskiej soli w ustach. A tak serio, miejsce wymarzone na obóz sportowy. Termin też dobry: Cisza, spokój,wiosna… Organizatorem obozu był klub Piranha z Gdyni i ludzie: Piotr Pędziszewski, Zbigniew "Zybi" Tyszka i… przepraszam, zapomniałem nazwiska człowieka, który był ważnym w organizacji przedsięwzięcia, a o którym wspominaliście ;). Początkowo było 50 miejsc obozowych. Rozeszły się one w trymiga. Udało mi się zaklepać miejsce w tej pierwszej turze dzięki pomocy osób zaprzyjaźnionych. Późnej dorzucono kolejne 20 pakietów. Te też rozeszły się na pniu. Od momentu ogłoszenia terminu obozu i informacji, kto zadeklarował swoją na nim obecność, to nic dziwnego. Długo nie musiałem się zastanawiać. Blisko, niewielkie koszta, zajebiści zawodnicy polskich mat. Decyzja mogła być tylko jedna – jadę. Powiem Wam szc STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ #8 Piotr "Leda" Walawski foto: prywatne zbiory Piotra. Strzał w dziesiątkę! Kolejna odsłona programu! Za chwilę – nowość! Były pytania na planszy, były zadawane przeze mnie. Teraz pytania i odpowiedzi pisane. Chcę przekazywać Wam więcej... Chcę przybliżać informacje co i gdzie dzieje się w Polsce w obszarze moich zainteresowań sportowych. Dziś pierwszy taki wywiad. Spokojnie – video też będzie, i to niebawem. Zapraszam do przeczytania wywiadu z Piotrkiem Walawskim, młodym, ambitnym zawodnikiem MMA z Łodzi. Jego amatorski rekord w MMA, to 34-10, zawodowy 2-1. Przeczytajcie, co ma do powiedzenia o swoich przeżyciach sportowych i co myśli o Trybsonie. TZN: Witaj Piotrze! 1. Powiedz, skąd pochodzisz, od kiedy i gdzie trenujesz? Piotr: Cześć , witam wszystkich .Pochodzę z Łodzi , MMA zacząłem trenować pod koniec 2011 roku (miałem wtedy 14 lat ) aktualnie trenuje w Shark Top Team ale często odwiedzam też takie kluby jak Octopus Łódź i BoneBreakers Zgierz TZN: 2. Co skłoniło Ciebie do wybrania szt Zwariowało oszalało moje serce” Formacja Nieżywych Schabuff Lato, lato…wszystko pięknie, ładnie, ale qurna ten żar z nieba to mógłby już sobie pójść w siną dal. Na konefkowym zadupiu od tygodnia, dzień w dzień słońce napieprza po oczach i temperatury powyżej trzydziestu kilku stopni.
45. A CO TAM PANIE, NA HERTFORD SŁYCHAĆ....lato, lato wszędzie...."Lato, lato wszędzie!Zwariowało, oszalało moje serce...."Formacja Nieżywych Schabuff Oj słychać, słychać! Najbardziej słychać kibiców, kiedy gra Anglia. Zastanawiam się, czy z Wembley- czyli tam gdzie grają- nie słychać u mnie kibiców jak wpada gol dla Anglii. {a to dość duża odległość} Na pewno słychać wrzaski z pubów koło mojego domu. Nawet pomyślałam sobie, że obejrzę w pubie razem z kibicami- no inna atmosferka. Ale jak weszłam i zobaczyłam ten tłum pijących ludzi, jak poczułam tę browarnie chmielową (bo fanem piwa to ja nie jestem:), jak usłyszałam te decybele w czasie wrzasku (a to jeszcze nie był gol!)- to jednak mi się odechciało. A jak Anglia z Danią wygrała, no to był dopiero w miasteczku wrzask!! Krzyków radości i trąbienia klaksonem nie było końca. Ostatnim razem, tak się cieszyli z wygranej- że nawet przed siódmą rano tę radość słyszałam. Już wiemy, że grają w niedziele, więc będzie się działo! Opustoszałe ulice w czasie meczu a po meczu balanga uliczna- albo z rozpaczy albo z radości. Ja lubię jak ludzie się bawią, cieszą i mają powody do zadowolenia, Świat wygląda wtedy lepiej. Szkoda tylko, że Nasza drużyna poskąpiła Nam tych emocji. Ale ja się nie dziwię, że Nasi piłkarze tak szybko do domu wrócili. Jak byście mieli takie domy i takie żony by czekały na Was w tym domu- to też by Was do tego domu ciągnęło. A nie na boisku latać 90 min., zadyszki dostawać a jeszcze Cię pokopią albo sfaulują czy wygwizdają. A na co to komu! I może do tego dogrywka by była, gdzie ogólnie można już wtedy ducha wyzionąć- czasem ten mecz może trwać dwie godziny albo ponad. A w ogóle to po co celebrytom w mistrzostwach całych grać- jak oni za reklamę zegarka czy telefoniku więcej pieniędzy dostają niż za mecze, w których się namęczą. Lepiej zagrać dwa mecze i do domu pojechać. I nie można mieć do nich pretensji. Weteranom trzeba dać spokój. Bo oni już maja dość. A w ogóle, to wakacje już czekały.... Na mistrzostwa powinni jechać młodzi piłkarze- bo będą ambitni. Bo będą chcieli dojść do tego co weterani i zostać celebrytami. Wtedy będą emocje na boisku! A tak poza tym, tak jak do tanga trzeba dwojga- tak do gola trzeba jedenastki. Sam Robert nie da rady. A więc meczyk obejrzałam spokojnie w moim magicznym domku z kotkami. Lato, lato wszędzie...wędrówka W połowie lata śpiew ptaków jest dużo łagodniejszy. I ptaki są dużo spokojniejsze. Nie ma porównania z nerwowym okresem godowym, gdzie latały jak oszalałe i nie mogłam im nawet zdjęcia zrobić. Teraz, po prostu świergolą. Bardzo często, kiedy wracam z pracy, widzę nad głową przelatującego kormorana. Tą samą trasą. Przeleciało mi przez myśl, że też wraca z pracy:). Jest pełnia lata. Miesiące letnie, to miesiące na które czekamy z utęsknieniem. Zima Nam bardzo się ciągnie, wydłuża i jest po prostu nudna. Zwłaszcza w Anglii. Aczkolwiek przyrodzie bardzo potrzebna. Ale i wiosna moim skromnym zdaniem, w tym roku też była za długa. I jak to jest, że lato tak szybko mija?! W końcu mamy to! Mamy grille, wakacje, wyjazdy, koniec szkoły (w Anglii pod koniec lipca), szalone weekendy na działce. Za to kochamy lato!!! Kwitną swoją pełnią piękna kwiaty. Róże są obłędne, mają najbardziej aksamitne płatki właśnie teraz- i te kolory! A kwiaty drzew i krzewów przechodzą fazę przekwitania, i będą przekształcać się w owoce. Niezmiennie, każdego lata, korony drzew wzbudzają we mnie ogromny zachwyt. Są takie obfite w liście i tak niesamowicie bogate w kolory zieleni. Czy kiedyś się przyglądaliście ile odcieni zieleni ma przyroda? Nie jestem w stanie ich zliczyć, a nawet nie mam nazewnictwa na tyle odmian. Ale ten kolor w przyrodzie, przechodzi od ciemnej zieleni w piękną jego bladość. Najlepiej ogląda się to z daleka. Wtedy widać ich bogatość. Lubię tak siedzieć i patrzeć na drzewa. Zapamiętywać ich wygląd, smakować ich letni zapach. Trzeba to gromadzić i konotować. Na zimowe miesiące aby pamiętać ich widok. Ogólnie flora ma teraz dużo wytężonej pracy, aby w zimowej porze zastygnąć w stagnacji. Ale najpiękniejsze jest w niej to, że rodzi się na nowo- co roku. Bez względu na Naszą obecność czy jej brak. Ona robi swoje. I ma swoje rytuały. Gdyby Nas zabrakło, przyroda i zwierzęta by odżyły- nawet by nie zauważono Naszej nieobecności. A co by się stało, gdyby zabrakło fauny i flory? Co by się z Nami stało?! To pozostawię bez odpowiedzi, niech każdy się zastanowi jakim szacunkiem powinniśmy Naszą Matkę Ziemie obdarzać. Lubię przesiadywać w tych samych miejscach. O różnych porach roku. Wtedy mam porównanie w wyglądzie i wiem w jakim momencie pory roku jesteśmy. I w jakim miejscu jest Matka Natura. Nieodmiennie czuje się wtedy częścią tego świata. Kocham wszystko co ma coś wspólnego z Naturą. Widok najmniejszego ptaszka chwyta za serce. Myślę, że zwierzęta zasłużyły na to jakie są piękne. Wszystkie zwierzęta wyglądają tak, jakby ktoś ich wygląd zaplanował. I w wyglądzie swoim są doskonałe. To samo tyczy się roślin. I aby zrozumieć ten świat- musimy zrozumieć to, że każde życie fauny czy flory ma tutaj swoje znaczenie. I jest na swoim miejscu, a człowiek ingerując w to- zaburza ten naturalny system życia fauny i flory. I musimy pamiętać, że to my jesteśmy gośćmi tej ziemi. Powinniśmy o nią dbać i mieć do niej duży szacunek. Do każdego, nawet tego najmniejszego mieszkańca. I kiedy tak sobie siedzę wtopiona w łąkę i wręcz utożsamiona z roślinami, nie czuje wtedy nawet, że mnie zaczynają gryźć mrówki wpuszczając swój jad. [jad mrówek może bardzo uczulać, ale jest wspaniały na reumatyzm, ich ślina jest antybiotyczna, a w przyrodzie pełnią bardzo ważną role:)] Ale za to ujrzałam czynnik ludzki. Czynnik ludzki pt. „byłem tu”, czyli puszki po piwie, papierki różnego rodzaju, pudełko po papierosach....Bleeeeee....serio? Nie można tych śmieci zabrać?! Człowieku, czy np. mrówka przychodzi do twojego domu, wypija wino i nie dość, że zostawia pustą butelkę, wypala fajki to jeszcze zostawia ci śmietnik...!? {biedna mrówka pewnie by już nigdy nie wytrzeźwiała...nawet by nie przeżyła... no nie był to trafny przykład...} CZŁOWIEKU, WEŹ SPRZĄTAJ PO SOBIE!!!!! Rezerwat jest dość bogaty w wierzby płaczące. No te to są cuda! Oczywiście, nieodmiennie przypominają mi Polskę. Postacie wierzby są ogromne! Ich wiotkie ramiona spadają nisko nad ziemią, dając kojący cień w upalny dzień. Stojąca jedna przy drugiej, tworzą swoisty mur. Wierzby wzruszają.... „Rozszumiały się wierzby płaczące, Rozpłakała się dziewczyna w głos. Od łez oczy podniosła błyszczące, Na żołnierski, na twardy życia los.” Roman Ślęzak Po drodze spotkałam wysyp małych zajączków, które tak bardzo znowu nie uciekały. A w drodze powrotnej, natknęłam się (nareszcie!) na parę łabędzi z małymi. Ale były tylko dwa łabędziątka. I więcej małych łabędzi tutaj w tym roku nie ma. A koleżanki zielarki, skarżą się na nieurodzaj. Ale za to jest dużo lawendy, którą pozbierałam i suszę. {lawenda i jej niesamowite właściwości na wszystko- a przepisy z lawendą poniżej} A także czas na zbiory lipy- przeziębienia, metabolizm, moczopędna, miododajna. (jeszcze o niej napiszę, pewnie od Genowefy Zielskiej a sama zrobię syropek i też przepis umieszczę). Przez Anglię przeszły burze.... {Edit: niedziela, Oj jakie burze tu przeszły!...Bo były dwie... Jedna, to była taka że zalała Londyn. Ale u mnie też była. Brzmiała ona, jakby była bardzo rozgniewana- pomruki nie były przyjazne. Błyskawice rozrywały niebo i oświetlały go przez kilka sekund. Wyglądało to tak, jakby Anioł robił zdjęcia aparatem z fleszem- tam, u góry. A jeszcze na dokładkę, wyciągnął (Anioł:) ciężkie działa i walił na ziemie czym się dało- takie odgłosy burzy były. Z czarnych prawie chmur (ten sam Anioł), sypał garściami krople deszczu a potem jeszcze lał na Nas wiadrami. Te krople. I jeszcze pewnie dobrze się przy tym bawił. Będąc na ziemi, nie wyglądało to jednak zabawnie. I zabawne nie było, bo w Londynie nawet parę stacji metra zalało. A ulice były nie przejezdne. Studzienki miejskie niestety nie nadążyły tej wody zbierać. Ja uwielbiam to zjawisko naturalne! Zawsze czuje niedosyt, kiedy ona (ta burza) odchodzi. U mnie przyroda poradziła sobie z nawałnicą wody. I na pewno się bardzo ta woda przydała. [o zjawiskach naturalnych, napisałam w Ta druga burza też przeszła przez Londyn. Była to burza po przegranym meczu Anglików z Włochami. O to dopiero było tornado! W przeddzień meczu wszystko zapowiadało się bardzo ekscytująco- w tej nie codziennej sytuacji. Pierwszy raz od 55ciu lat, drużyna angielska grała w finale. Na niektórych drzwiach biur przylepiane były kartki typu „nie otworzymy jutro o normalnej porze, bo będziemy albo świętować albo płakać”. Bardzo mnie bawiły te sytuacje i też byłam podekscytowana. A angielscy kibice zaczęli świętować już w porze lunchu. Chyba przekonani byli o swojej wygranej. A zapomnieli o tym, że ich zespół gra z drużyną- legendą piłkarską. Mecz ogólnie dostarczył wielu emocji- tak jak kibice oczekiwali. Były faule, były akcje, były bramki i był remis. Była dogrywka i dalej remis. A więc mecz zakończyły karne, które zadecydowały o wygranej Włochów. No i się zaczęło.... Pijany tajfun przeleciał przez centrum Londynu, zostawił zniszczenia, dewastacje i kupy śmieci. Dobrze, że nie pozrywał dachów i elektryczności (chociaż tego nie byłabym taka pewna:). Zaatakowano również włoskich kibiców- pobito. Nie wspomnę o tym, że ciemnoskórych piłkarzy angielskich obrażano w internecie- w sposób rasistowski. A grali naprawdę świetnie, takiej drużyny angielskiej nie pamiętam. Sportowe spotkania powinny być czymś przyjemnym. Zdrowa rywalizacja, powinna wywoływać zdrowe emocje. Ot co. A dzisiaj sport (a zwłaszcza piłka), to przede wszystkim wielkie pieniądze. Wstyd Anglio, mamy XXIw. I tej burzy nie możemy nazwać zjawiskiem naturalnym... Mały ogródek BzPR Obiecane przepisy z lawedny (jako dodatek do potraw) Sałatka z lawendą SPOKOJNY WIECZÓR Miks sałatek, połówki pomidorów, ogórek konserwowy pokrojony obieraczką do ziemniaków (lub małosolny bo jest sezon), młoda cebula w plastry, szczypior, papryka czerwona pokrojona w cienkie paski, oliwa z oliwek, pieprz, łyżka kwiatów lawendy (sól opcjonalnie). Lemoniada agrestowa z lawendą (ilości dowolne) Pokruszyć lód, zgnieść agrest , lawendę zaparzyć niezbyt gorącą wodą (pół szklanki wody, jedna łyżeczka lawendy, ostudzić, dodać drewnianą łyżką miodek), zalać wodą wszystko, dodać lód, plastry limonki, parę liści mięty. Gwarantuje Wam niezapomniane przeżycia smakowe! Kącik Genowefy Zielskiej Zielska pije zielska A dzisiaj niespodzianka- o poziomkach. „Ziele i owoc (suszony) poziomki pospolitej. Dzisiaj już rzadko używa się tego surowca, a lasy często pełne. Napar z liści poziomki wraz z owocami, warto pić profilaktycznie ponieważ: -wspomaga prace ukł. pokarmowego -działa moczopędnie, napotnie -wspomaga oczyszczanie organizmu i walkę z infekcjami -korzystnie wpływa na skórę i błony śluzowe -chroni komórki przed stresem oksydacyjnym i wspomaga ukł. krążenia -wspiera zdrowie stawów -wspomaga pracę wątroby -dostarcza duże ilości antyoksydantów, działa przeciwstarzeniowo Aby przygotować napar, należy zalać 1-2 łyż. suszonych liści i owoców szkl. wody i zaparzać pod przykryciem 15 min. Można pic 3-4 razy dziennie. Ja garść świeżego ziela zalałam dwoma litrami wody.” Zdjęcie- by Genowefa Genowefę możecie odwiedzić na FB na jej stronie Mazowsze zwyczaje i tradycje, a także obejrzeć jej filmiki na YouTube. I to by było na tyle. Życzę Wam cudnych wyjazdów, wspaniałej pogody i zwariowanych przygód. Pozdrawiam wakacyjnie Wasza Babcia z Piekła rodem. Jeśli lubicie czytać moją radosną twórczość (żarcik:), to pozwól też innym ją poznać- rodzinie, przyjaciołom, sąsiadom. ZaSUBSKRYBUJ- jeśli lubisz. Zajrzyjcie do mnie na FB na specjalnie założoną stronę dla Was- Bacia z piekla rodem. I Instagram babcia_z_piekla_rodem. UŚMIECHNIJ SIĘ! BLOG NIE TYLKO DLA BABĆ
Dla Ciebie moje serce oszalało ️ Też tak macie? Śpiewacie koomuś? Wydawnictwo Muzyczne Folk · February 21, 2021 ·
Hihi, jakie to szczęście, że lakiery mnie nie kręcą :) Za to szminki i cienie do powiek... szkoda gadać :)OdpowiedzUsuńOdpowiedziLakiery to mnie tylko troszkę...Cienie i pomadki zdecydowanie bardziej!UsuńNo ładnie!:))) Ja w grudniu kupiłam dwa, jeden na rozdanie. Zostawiłam sobie czarny z drobinkami, chyba 115 nr to był, ale zawiodłam się na nim. Jaśniejsze wydają mi się lepsze Aniu:)OdpowiedzUsuńMam jeden efekt na paznokciach jest bardzo fajny ale zmywanie to istna męka :) do tego są odpryskują trochę :/ Ale aby nacieszyć oko kolorem i drobinkami idealne :DOdpowiedzUsuńOdpowiedziMavia pisała, że kładzie je na bazę ja nakładałam je na zwykłą odżywkę i lakier bazowy :/ słyszałam jednak opinie, że baza ta skraca trwałość tego lakieru, zahaczona przypadkiem lubi najzwyczajniej w świece sobie odejść od paznokcia (jak to baza peel-off :))UsuńPotwierdzam słowa Doni. Mam tę bazę peel-off i u mnie lakier masakrycznie szybko odpryskuje, nawet 2 godz. po pomalowaniu :/UsuńZgadzam się z Donią, są śliczne, ale nietrwałe. A 10 zł to normalna cena, ja tyle płaciłam (to nie była promocja). Ponoć można kupić jeszcze nie kupujemy kosmetyków!!! :Dkoniecznie pokaż na paznokciach :)OdpowiedzUsuńWyglądają pięknie, choć nie wszystkie podobają mi się tak samo. Najbardziejszy jest dla mnie złoty;)OdpowiedzUsuńOdpowiedziDzięki - niestety, nie mam dostępu do tych drogerii :( A cena bardzo zachęcająca :) Trudno - nie można mieć wszystkiego ;)UsuńSą rzeczywiście piękne! Czekam, aż pokażesz je na pazurkach :)OdpowiedzUsuńWidzę, że zaszalałaś. ;) Ja też jakoś ostatnio zrobiłam duże zakupy. Moja kolekcja lakierów wzrosła o 5. ;)OdpowiedzUsuńOdpowiedziByło więcej, nie mogłam się zdecydować i wybrałam "tylko" 4Usuńo ja...po umieram z zazdrości podwójnie - po pierwsze ja nie mam dostepu do GR a po drugie za tą cenę?!!!teraz czekam na efekty na paznokciach...OdpowiedzUsuńBardzo fajne kolorki. Z przyjemnością poczekam na zdjęcia pazurków:)OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego przestałam chodzić mojemu chłopakowi po żele/szampony itp :POdpowiedzUsuńTe lakiery są boskie, niestety nie widziałam ich ani w Rossmannie a ni w SP :(OdpowiedzUsuńKolorowe szaleństwo :) W pełni zrozumiałe i wybaczalne :DOdpowiedzUsuńTen kolorowy nawet ładny, ale zmywanie tego :/ (wiem, wiem, że sa specjalne topy do tych celów :))OdpowiedzUsuńma ten biały. Wygląda jak kolorowa posypka na ciastku <3OdpowiedzUsuńMam czerwony, ale złoty mi się marzy - jak tylko wybiorę się na zakupy w przyszłym tygodniu to koniecznie muszę go mieć :) Piękne one są!OdpowiedzUsuńjakie piękne kolory! chciałabym je kupić ale nie wiem gdzie dostać kosmetyki Golden Rose, jeszcze się na nie nigdzie nie natknęłam... :< przy okazji zapraszam na konkurs, do wygrania dowolny naszyjnik :) OdpowiedzUsuńJa za brokatami nie przepadam, ominęła mnie fascynacja tymi lakierami. Ale poluję na te nowe wersje lakierów z GROdpowiedzUsuńAniu, lakiery śliczne, sama bym oszalała na ich punkcie :DOdpowiedzUsuńCzekam na twoje wrażenia, szczególnie jeśli chodzi o ich trwałość i zmywanie :)OdpowiedzUsuńNie można im się oprzeć :) A czy przy okazji zabrałaś do domu bazę peel off? Ona bardzo ułatwia życie przy tych lakierach :DOdpowiedzUsuńMam biały z kolorowymi drobinkami z tej serii ale trzeba przyznać, że cała jest do schrupania :DOdpowiedzUsuńCzy ja jestem jakaś inna, że mnie te lakiery w ogóle nie kręcą ?OdpowiedzUsuńNo to Aniu pokazuj je nam szybko na pazurkach :)i powiedz mi gdzie je kupowałaś, w Suchej? :) OdpowiedzUsuńOdpowiedziOj, ale mi się rozradowała minka :D Zaraz po urodzinach (liczę na przypływ gotówki..:P) jadę do Suchej i mam nadzieję uda mi się upolować choć jeden lakier z tej serii :)UsuńJa też dużo nie napiszę, bo na usta ciśnie się tylko: Są piękne ! :DOdpowiedzUsuńŚliczne cudowności, ale zmywanie ich .... wrrr :)Wszystkich zapraszam na moje rozdanie :)OdpowiedzUsuńnależę do mniejszości, ale mnie lakiery z tej serii kompletnie nie kręcą ;) OdpowiedzUsuńw sklepie stacjonarnym GR te lakiery kosztują 12,90zł chyba :)miałam biały z czerwonymi i czarnymi drobinkami, ale oddałam bo jego aplikacja była czasochłonna (biała baza zakrywała blask drobinek), ale chciałabym jeszcze spróbować innych kolorów, np. złota i czerwieni - tak pięknie się tu prezentują :)OdpowiedzUsuńpiękności , a ja ostatnio znalazłam tylko jednego JJ i ostatnią sztukę w sklepie i całe szczęście , dla portfela OdpowiedzUsuńAnia ten pierwszy (biały z kolorowymi drobinkami) PIĘKNY;* OdpowiedzUsuńrzeczywiście można oszaleć od tych cudeniek, ale na paznokciach to jakoś za brokacikami jednak nie przepadam. Pozdrawiam:)OdpowiedzUsuńmam tAKIII jakby rozowy, ale jeszcze nie uzywalam , bardzo tanio dostalas te lakiery :)OdpowiedzUsuńJa nie mam jeszcze żadnego JJ, z tych ktore kupiłam najbardziej podoba mi się szary z kolorowymi drobinkami:)OdpowiedzUsuń Moje drago serce. Moje drago serce. autor: Petar Zrinski. Oproštajno pismo napisano supruzi Ani Katarini Zrinskoj dan prije autorovog smaknuća. Moje drago serce. Nimaj se žalostiti sverhu ovoga moga pisma, niti burkati. Polag Božjega dokončanja sutra o desete ore budu mene glavu sekli, i tulikajše naukupe tvojemu bratcu. Pamiętam to, jak dziś, choć od tego dnia przeżyliśmy wspólnie tak mnóstwo fantastycznych chwil. To było niczym grom z jasnego nieba! Dnia 1 lipca 2008 roku, kiedy spojrzałam w Twoje nieśmiałe oczy, prosto w moje serce, celnie strzeliła strzała amora. A była to dla mnie dziwna sytuacja, bo byłam wówczas w toksycznym związku. Chciałam się z niego wyrwać, ale nie szukałam miłości. Już dobre kilka miesięcy w moim ówczesnym związku trwały problematyczne sytuacje. Zapytałam wtedy mojego chłopaka „co się dzieje”, on odpowiedział mi tylko, że „załatwia swoje sprawy”. Pomyślałam „ok, to chyba najbardziej odpowiedni moment, abym i ja zadbała o swoje”. W ten oto sposób zaczęłam przeszukiwać zasoby Internetu w poszukiwaniu wiedzy o pozytywnym nastawieniu. Trochę mi zajęło, zanim znalazłam film pt. „Sekret”, który mówi o potędze naszych myśli oraz ich wpływie na nasze życie. Zaczęłam praktykować zdobywaną każdego dnia w wolnej chwili wiedzę. Wizualizowałam swojego przyszłego mężczyznę, który będzie moim ideałem. „Zamówiłam sobie” takiego, który będzie mnie kochał, rozpieszczał, dbał o mnie, który będzie moim najlepszym przyjacielem. A okazało się, że na mojej drodze pojawiłeś się Ty — Mój Kochany Mężusiu. Pamiętam, że byłeś wówczas mocno zestresowany, bo był to pierwszy dla Ciebie dzień w nowej pracy. Naprawdę dobrze Ci z oczu patrzyło, a ja wiedziałam, że zrobię wszystko, aby… poznać Cię bliżej. Nawet później po czasie pomyślałam sobie, że nigdy nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, że mógłbyś być wówczas w jakimś związku. Starałam się wykorzystać każdą sytuację, kiedy o coś pytałeś… wytrzymałam w ten sposób tylko klika dni. Ciężko tak zagadać w pracy, bo wiadomo, siedzieliśmy w jednym biurze z szefem oraz Twoim bratem. Z pomocą przyszedł mi Internet i popularny serwis społecznościowy w tamtych czasach, czyli „Nasza Klasa”. Stresowałam się niezwykle mocno. Ale musiałam „rzucić jakąś przynętę” i zagadać. Fantastycznie się złożyło, że pewnego piątkowego dnia, kiedy wcześniej wychodziłeś z pracy, szef na odchodne życzył Ci powodzenia. „Oho… pomyślałam! Jest się o co zapytać! Działaj kobieto, atakuj… ale delikatnie, bo wystraszysz fajnego gościa!” I tak o to pamiętam, rozpoczęły się te nasze długie rozmowy przez ten portal społecznościowy, a później nasze wspólne, wyjątkowe przerwy na kawę, bo bardzo szybko zaczęliśmy razem je spędzać. Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, a ja dotąd jeszcze nie miałam okazji powiedzieć Ci, że aktualnie jestem w toksycznym związku. Kilka razy nawet się umawialiśmy, ale coś nie wyszło. Z pewnością mieliśmy obawy przed tym spotkaniem. Udało się chyba dopiero po miesiącu od dnia poznania. Pamiętam tę przytulną kawiarnię, do której mnie zabrałeś. Nie tylko ja byłam wtedy maksymalnie zestresowana, ale było ono niebywałe. Początkowo, pod wpływem emocji, jeszcze trochę oszołomieni, trzymaliśmy dystans. Mimo to fantastycznie się rozmawiało, tematów mieliśmy mnóstwo. Chyba nie było żadnej niezręcznej chwili milczenia… bo te momenty wykorzystywaliśmy, by czytać sobie wzajemnie z bezkresu naszych oczu. Po pysznej kawie i deserze wybraliśmy się na pobliskie Błonie. Później spotykaliśmy się na nich bardzo regularnie i w ten sposób, nazwaliśmy je „naszymi Błoniami”. Już na tym pierwszym spotkaniu, właśnie na Błoniach, gdy przyjemny wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy, powiedziałam Ci, że jestem właśnie w związku, ale jest on toksyczny i chcę go zakończyć. Było to o tyle trudne, z uwagi na to, że wówczas mieszkałam u tego chłopaka z toksycznego związku. Postanowiłam zaryzykować i postawiłam wszystko na jedną kartę. Udało się! Trafiłam w Twoje serce szczerością. Pamiętam, że Ty też opowiedziałeś mi w tamtym momencie o jakimś trudnym wydarzeniu z Twojego życia. Choć szczerze przyznaję, że nie mam pojęcia, co to było. Uff, ten moment, kiedy zaakceptowałeś zaistniałą sytuację, był dla mnie kluczowy tego dnia. Ciśnienie uszło…. a facet nie uciekł! Jest sukces! A później następował fantastyczny czas naszego poznawania się, który trwa już od 10 lat. Nasze cudowne rozmowy przez telefon, czas, kiedy przywoziłeś mnie i odwoziłeś ze szkoły policealnej, czas, gdy uczyłeś mnie jeździć samochodem, czas na dyskotekach, w kinie, na spacerach. Wspólne wakacje… Pamiętam jeszcze jednego z Twoich wyjątkowych SMS-ów, które wysłałeś mi te 10 lat temu, który brzmiał „Bardzo bym chciał, żebyś była moja”. Jak moje serce wówczas mocno biło. Pamiętam, że wtedy nie mogłam spać ani jeść, bo myślałam tylko o Tobie. Jadłam same arbuzy, bo nic innego nie przechodziło mi przez gardło. Dziś jak sobie pomyślę o tym naszym życiu, czasem wydaje mi się, że jest ono podobne do niebywałej i wyjątkowej romantycznej komedii. Ty — Rycerz na białym koniu (tak wiem, samochód miałeś wtedy w kolorze beżowym, nawet jeśli Ty uważasz, że to była inna barwa), uratowałeś mnie z toksycznego związku… i dałeś mi największe szczęście w życiu w postaci takiego Skarbu, jakim jesteś Ty. Za dwa miesiące minie 6 rocznica naszego ślubu. O jej, jak ten czas szybko leci! Dziękuję Ci Mój Fantastyczny Wymarzony Mężczyzno za to, jaki jesteś. A także po prostu za to, że jesteś. Dajesz mi mnóstwo radości każdego dnia. Dziękuję Ci, że pozwalasz mi się rozwijać, że spełniasz moje marzenia. Za to, że wspierasz mnie w każdej chwili życia. Za to, że pomagasz mi w tych trudniejszych momentach, ale także i za to, że świętujesz ze mną chwile radości i sukcesy. Za to, że niezależnie od sytuacji jesteś dla mnie taki dobry. Za Twoją miłość, czułość… za bezpieczeństwo jakie nam zapewniasz… również to finansowe, bo niby pieniądze szczęścia nie dają, ale fajnie jest je mieć. Jesteś Najlepszym Darem, jaki otrzymałam w życiu. Uwielbiam być z Tobą. Nawet nasze małe kłótnie i różnice zdań — z Tobą — są prawdziwą przyjemnością. . 414 235 104 103 650 103 531 262

zwariowało oszalało moje serce